Dziś moje imieniny!

Dziś dzień mojego patrona Św. Gerarda z Brogne.

Na wstępie zaznaczę, że do osób szczególnie religijnych nie należę, jednak posiadam na tyle specyficzne podejście do religii, że święto to obchodzę.

Jedni mówią: Bóg stworzył człowieka na swój obraz i podobieństwo", inni zaś "człowiek stworzył Boga na swój obraz i podobieństwo, a następnie uklęknął przed nim i oddał mu cześć". Z racji faktu, że nażadną z tych teorii nikt nie posiada i prawdopodobnie posiadał nie będzie niezbitych, stuprocentowych dowodów, ja wychodzę z alternatywą i pytam: czemu nie oba?

Ależ jak to? - ktoś zapewne zapyta. A ja spieszę z wyjaśnieniami...

Żyjemy w XXI wieku, w epoce w której nauka dała wszelkiego typu laicystom i ateistom pełne pole do popisu w postaci licznych odkryć naukowych w dziedzinie archeologii, biologii, genetyki, oraz m.in. astronautyki i astrofizyki.
Wspomniałem o archeologii? A no właśnie.. I tu zaczynają się schody. Bowiem poza powszechnie uznawanymi i akceptowanymi teoriami, oraz odkryciami w tej dziedzinie istnieje również tzw. archeologia zakazana. Jest ona pełna licznych teorii i domysłów, czaszek mitycznych Nefilimów, stóp olbrzymów, ruin miast sprzed 200 tys. lat (dla porównania - wg. klasycznej archeologii dopiero wtedy człowiek zszedł z drzewa!), a nawet śladów UFO którzy mogli znacznie wpłynąć na rozwój gatunku ludzkiego, lub nawet dać na Ziemi jego początek…
I kolejne schody... Gdyż tu dochodzimy właśnie do przemyśleń w których pojawia się teoria, że Boga mogło jednocześnie nie być, a jednocześnie być mógł. Jedynie nie w takiej formie w jakiej my dziś nazwę tą pojmujemy. Aby najprościej zrozumieć ten fenomen posłużę się przykładem hiszpańskiego konkwistadora Hermana Cortesa, który w XVI wieku podbił imperium Azteków wykorzystując fakt, że miejscowa, południowoamerykańska ludność wzięła go za boga Quetzalcoatla. Cortez, jak wiadomo żadnym bogiem nie był, ani nadprzyrodzonych mocy nie posiadał ani trochę. Jednak dla azteckiej ludności był wyższym bytem, gdyż pojawił się w ich państwie mniej więcej w taki sposób w jaki wedle ich podań pojawić się miał kiedyś ich wyższy byt; co więcej dysponował prochem (broń palna) co jego i innych konkwistadorów stawiało w oczach ludności środkowoamerykańskiej w miejscu przynależnym Bogom. Jaki z tego wniosek? Być może w zapomnianej prehistorii Ziemię nawiedzali przybysze z Kosmosu, lub po prostu pierwsi ludzie posiadali kontakty ze swoimi przodkami, którzy niekoniecznie musieli być małpami, a czymś niezwykle rozumnym i wysoce rozwiniętym, oraz głęboko ucywilizowanym. I tu pojawia się pytanie – skoro ten byt istniał i oddziaływał w jakiś sposób na prehistorycznych homo sapiens, to czy w gruncie rzeczy był Bogiem, czy nie? Teoretycznie można by takie zjawisko uznać za boskie. Więc możliwe, że Bóg, lub Bogowie istnieli, bo byli nimi dla nas, choć w gruncie rzeczy wcale nie byli tym co dziś nazywa się Bogiem. Patrząc z tego punktu widzenia ciężko stwierdzić dziś czy Bóg istnieje. Być może to co dziś określamy takowym mianem wcale nie było tym co myślimy, jednak dokonywało rzeczy opisanych w Biblii i choćby z tego jedynie faktu na to właśnie miano zasługuje i należy mu się za to podziękowanie (cześć). Być może kiedyś na Ziemi istniał wyższy byt (wyższa rasa), który ukierunkował nas na drogę ewolucji, rozwoju i postępu technologiczno-cywilizacyjnego. A być może jest to prawdziwie Wyższy byt zamieszkujący Niebiosa, lub też wcale go nie ma…

Wszystkie powyższe przemyślenia warto mieć na uwadze w tym momencie – gdy spoglądamy na cywilizację europejską. Oczywiście pierwotnie w Europie istniało tzw. rodzimowierstwo – ludy germańskie oddawały cześć Odynowi, czy Thorowi; Słowiańskie – Perunowi, Swarożycowi, itd. I tu wracamy do poprzedniej myśli – być może ci Bogowie niekoniecznie byli wyższym bytem z niepojętych niebios, a jedynie wyższą, bardziej zaawansowaną cywilizacją, lub np. wyżej rozwiniętymi przodkami tychże ludów. Jednak historia potoczyła się tak a nie inaczej i w Europie epoka średniowiecza doprowadziła do zapanowania religii chrześcijańskiej, która to z powodzeniem dominuje na naszych terenach po dziś dzień. Czy trzeba wierzyć w Boga? NIE! Czy trzeba mieć szacunek do Kościoła? NIE! Można być ateistą, można być ufologiem, można żyć w przekonaniu, że to co nazywamy Bogiem było wyższym bytem z gwiazd, lub zapomnianą rasą praprzodków ludzkości. Jednak religia i jej pochodzenie, oraz wiarygodność to jedno, ale kultura z nią związana – to rzecz zupełnie inna! Nie trzeba być stuprocentowym chrześcijaninem aby obchodzić Boże Narodzenie, Wielkanoc, czy dzień swoich imienin. Można wierzyć w co się chce i nie rzucać klechom na tacę, jednak trzeba z szacunku do wspaniałej kultury Starego Kontynentu celebrować naszą przepiękną, bogatą tradycję i podziwiać tworzoną w oparciu o nią naszą niewątpliwie piękną sztukę.
LaVey powiedział, że dzień imienin czy Boże Narodzenie to świętowanie czyjegoś, obcego dnia zamiast własnego i obchodzić należy przede wszystkim własne urodziny. W stosownym czasie obchodzę je również, jednak i imieniny również – nie tyle z czci do Św. Gerarda co z głębokiego przywiązania do tradycji i kultury w ciężkich czasach w których są one zagrożone. A co ja osobiście myślę o drodze tegoż flandryjskiego mnicha do świętości i o samej jego świętości to inna sprawa. Wystarczy, że jest tradycja, której głęboko się trzymam – bo ona być musi!




Komentarze