Wielkomiejski pęd vs. wiejski luz

Czy w dzisiejszych czasach szybciej można zdziczeć w centrum wielkiego miasta, niż w środku lasu?

Brzmi to jak fascynacja twórczością Adama Mickiewicza, który w takich dziełach jak „Dziady”, lub „Pan Tadeusz” jawnie zachwalał wieś (w szczególności tą polską), mając jednocześnie w głębokiej pogardzie miasta, a mówiąc konkretniej – wielkie ośrodki miejskie. Choć przyznać trzeba, że w czasach Wieszcza nie były one aż tak ogromne w stosunku do tych, jakie mamy okazje zobaczyć na własne oczy w dzisiejszych czasach… O czym to świadczy? Czy skoro wtedy zepsucie wśród „mieszczan” było już spore, to czy możemy wyobrazić sobie ogrom obecnego?

Wróćmy jednak do pytania z samego początku… Miasto gwarantuje swoim mieszkańcom sporo komfortu – rozwinięta komunikacja, liczne sklepy (nieraz całodobowe), kluby, puby, kawiarnie, wszędzie blisko, wszystko można załatwić szybko… Ano właśnie, szybko! Pozorny komfort miejskiego życia bardzo łatwo zamienić można w uzależnienie od pośpiechu, nieraz kompletnie niepotrzebnego. Tutaj można by się rozwodzić nad faktem iż to właśnie rozwój miast w dużym stopniu wpłynął na powstanie społeczeństwa konsumpcyjnego i rozrost korporacji nieraz bardzo ckliwie dbających o zatracanie naszej tożsamości narodowej i przynależności etnicznej, o które nasi przodkowie tak zawzięcie walczyli, nieraz oddając przy tym swoje życie. Jednak wolałbym powrócić do wątku głównego…

Fakt, miasto to ludzie, a co za tym idzie towarzystwo, organizacje, zrzeszenia, znajomości, ogólnie rzecz biorąc – życie! Życie pozbawione nudy, rutyny i pozornej samotności. Szczególnie towarzyskie osoby po utracie znajomych mogą szybko odnaleźć nowych nieraz i po jednej wizycie w pubie, lub klubie.
Miasto często staje się miejscem zamieszkania wielu ludzi ze względu na sporą ilość miejsc pracy i szeroki wachlarz jej rodzajów, oraz – niestety często tylko pozorną – szybką możliwość rozwoju zawodowego i awansu w myśl amerykańskiej reguły „od pucybuta do milionera”. Niestety mówi się i to słusznie, że miasto to także mafia kontrolująca wszystko wokół, narkotyki, korupcja, zepsucie i wszechobecnie rozrastająca się dekadencja, oraz niezdrowy nihilizm. W wielkich ośrodkach miejskich nietrudno dostrzec potężny kontrast społeczny – obok tzw. korpoludów w najmodniejszych garniturach dostrzegamy nędzę w postaci narkomanów, bezdomnych, żebraków i alkoholików. Ciężko nie dostrzec także osiedlowych kiboli. O ile miejskie centra to nieraz teatry, opery, biblioteki, kina, filharmonie i ekskluzywne lokale, o tyle oddalone od nich nieraz o rzut kamieniem osiedla to często wylęgarnia chuliganów, szalikowców i pospolitych dresiarzy bez krzty ambicji i jakiegokolwiek spojrzenia na wyżej opisane profity miejskie, jak kariera i rozwój osobisty.

Miasto to nieraz również smog, spaliny, duszne i nieprzyjemne dla płuc powietrze, czego najtrafniejszym przykładem w Polsce jest choćby Kraków, którego mieszkańcy już od wielu lat skarżą się na tamtejszą, nieludzką aurę. Rzadko otwarcie mówi się o tym, że krakowski smog to tysiące rokrocznych zgonów, postępująca astma wśród mieszkańców, około 150 dni w roku gdy wyjścia z mieszkań powinny być wzbronione i dzieci rodzące się mniejsze, słabsze, oraz z wadami urodzeniowymi.

A co w takim razie czeka nas dla kontrastu w przestrzeni rustykalnej? Tutaj należy zatrzymać się na moment i wyjaśnić, iż w Polsce wieś jest wsi nierówna. Mamy bowiem w naszej ojczyźnie miejscowości rustykalne, niemal całkowicie już pozbawione pól uprawnych, pełne domów z ogrodami, gdzie bardzo często stawiają swoje ośrodki wypadowe i domki letniskowe mieszkańcy wielkich miast, budując nieraz potężne wille pośród malowniczych krajobrazów. Mamy także wsie agrarne, gdzie wciąż spotkać możemy rozległe pola, stodoły i gospodarstwa. Zazwyczaj również mocno różnią się od siebie wsie położone tuż pod miastami, w których nieraz możemy podróżować przedłużoną z metropolii autobusową linię podmiejską, oraz te będące niemal całkiem odcięte od świata. I to zdawać by się mogło dla niektórych największą bolączką takich lokalizacji – słaba komunikacja. Jeśli nie mamy własnego samochodu to nasze życie może stać się niezwykle uciążliwe, a gdy wracamy z imprezy z odległego miejsca musimy zawsze wyjść dużo wcześniej przed zakończeniem dobrej zabawy, aby zdążyć dojechać na swoje odludzie, jeśli nie w smak nam jest długotrwały powrót pieszo.

Co jeszcze niewesołego możemy napotkać na wsi? Ludzi! O ile miasto to nieraz korupcja i zepsucie, a obok niego zastępy żuli i kiboli o tyle na wsi każdy, nawet z pozoru normalny obywatel może okazać się mocno zacofanym fundamentalistą, którego lokalnemu patriotyzmowi może towarzyszyć jakże drażliwa dla wielu ludzi mentalność zachowana jakimś cudem z XVII-wiecznej Polski sarmackiej. Na wsi wszyscy się znają, każdy wie kto kim jest i niby to przyjemne, oraz zbliżające do siebie lokalną gawiedź, oraz mocno zacieśniające panujące między nią, wolne od zepsucia relacje ale… Wystarczy w takim miejscu czymś się wyróżnić, np. poprzez czarny, agresywny ubiór, niestawienie się na coniedzielną mszę, lub inny ostry sprzeciw wobec wszechobecnej „sarmackiej” rzeczywistości i już jest się dziwakiem, odludkiem, pomyleńcem i ogólnie rzecz biorąc odszczepieńcem społecznym. A o nowe towarzystwo wtedy niełatwo i grozi to pozostaniem samotnikiem niekoniecznie z własnego wyboru… Często dochodzą do tego problemy z pracą – jeśli jesteśmy typem inteligenta, lub gryzipiórka ciężko odnaleźć nam będzie zajęcie z dala od miasta. A jeśli już to nieraz za o wiele mniejsze pieniądze i z nikłymi szansami na awans, wybicie się i poważną, rozwojową karierę.

Do tego sklepy… Na wsi po pierwsze – jest ich niewiele, co skutkuje często słabym wyborem produktów i monopolizacją cenową, a do tego mamy je otwarte najczęściej do godziny 20, maksymalnie 22. Niektóre tereny wiejskie posiadają co prawda sklepy monopolowe, lub całodobowe stacje benzynowe, jednak nie jest to zjawisko powszechne, a w miejscach takich raczej nie przyoszczędzimy gotówki w razie nagłej potrzeby… Pozostaje więc niestety czekać do rana, co sprawia problem jeśli w środku nocy skończyło się nam jedzenie, lub co gorsza alkohol na imprezie.

Co więc na wsi jest takiego dobrego? Spokój, cisza, korzystne dla zdrowotności świeże powietrze i możliwość bliskiego spotkania z piękną naturą (szczególnie gdy mamy okazję mieszkać w górskiej miejscowości, najlepiej graniczącej z jakimś lasem). Przy odrobinie szczęścia lokalny menel, lub dresiarz ukłoni się nam, zamiast szukać problemów, bo – jeśli oczywiście nie jesteśmy przyjezdnymi - zna nas przecież od dziecka. Brak klubów, pubów i kawiarni można zrekompensować ogniskiem w zaprzyjaźnionym, kameralnym gronie, we własnym ogródku, lub w lesie, bez strachu, że zaraz zza winkla wyskoczy policyjna prewencja i wlepi mandat za popijanie piwka pod chmurką. Wieś to także często własne, a przy tym zdrowe owoce, warzywa (jeśli postawimy na swojej działce sad i grządki) i nieraz także mięso (gdy mamy do tego oborę, lub jakąkolwiek choćby drobną hodowlę), które pochłoną spore ilości naszego wolnego czasu, jednak… coś za coś!

A więc, czy łatwiej dziś zdziczeć w centrum wielkiego miasta niż w środku lasu? Myślę, że tak, jednak nie uznałbym tego za powszechną regułę. Wierzę bowiem, że silni ludzie nie dają się wyprowadzić z równowagi i nigdy nigdzie nie zdziczeją bez względu na otaczające ich warunki. W mieście trzeba mieć się na baczności i nie dać się wciągnąć w korporacyjną niewolę jako jeden z tysiąca białych kołnierzyków, jednocześnie uważając na uliczne bandy żebraków i chuliganów, tym bardziej nie zostając też jednym z nich! Na wsi zaś warto umieć, mimo bycia sobą (do czego zawsze namawiam i namawiał będę!) dogadać się z miejscowymi, jednak zdecydowanie bez popadania w ich sarmacki, zamknięty światek. A gdy nam się to jednak nie uda… wtedy musimy pozostać silnym, samotnym wilkiem, pędzącym naprzeciw buraczanej burzy, zawsze i do końca. Warto przy tym wszystkim pamiętać o alternatywach jakimi może stać się mieszkanie w mieście i posiadanie wypadowego domku letniskowego, bądź działeczki na odludziu, lub też mieszkanie na średnio zurbanizowanym terenie miejskim, gdzie mimo dobrej komunikacji i wieżowców widzianych zza okien możemy pozwolić sobie na własny ogródek i odrobinę goszczącej w nim zieleni. Na sam koniec wspomnieć muszę, że w XXI wieku dzięki wynalazkom takim jak telewizja, czy Internet świat jest wszędzie jeśli tylko tego chcemy i potrzebujemy, a dzicz i wieśniactwo to jedynie stan umysłu.

Komentarze