Krakowska milicja przeszła samą siebie!

Jakiś czas temu pisałem tutaj dość obszernie o inwencji jaką wobec mnie podjęła policja, zamieszczając zmodyfikowaną na potrzeby bloga skargę, jaką złożyłem na funkcjonariuszy.
Na odpowiedź musiałem czekać sporą ilość czasu, lecz w końcu nadeszła… A wraz z nią zażenowanie, kupa śmiechu, rozpacz nad ułomnością tych zwierząt mających czelność nazywać się stróżami prawa i wielkie niedowierzanie…
Ulica Floriańska w Krakowie - miejsce w którym zostałem napadnięty

Mówiąc ogółem milicjanci (bo na miano policjanta trzeba sobie zasłużyć) w toku podjętego śledztwa okazali się być… czyści jak łza!!!
Zdaniem dowódcy oddziału krakowskiej prewencji młodszego inspektora Jarosława Nowaka funkcjonariusze którzy grozili mi, zastraszali i wyrwali z obowiązków podczas pracy działali w granicach prawa! Co więcej moje zachowanie w ocenie policjanta przeprowadzającego interwencję wzbudziło zastrzeżenia co do możliwości postępowania niezgodnego z prawem! Tak?! Czy ktoś mógłby tych niemytych milicyjnych ciuli w końcu nauczyć prawa???!!! Policjant ma prawo podjąć interwencję jedynie w przypadku UZASADNIONEGO podejrzenia popełnienia przestępstwa, a nie własnego „widzi mi się”. Dalej…
Funkcjonariusze zdaniem niedorzecznego inspektora prewencji przedstawili mi się, podając stopień, imię, nazwisko oraz podstawę prawną i faktyczną. Ciekawe… Primo – żaden z funkcjonariuszy nie przedstawił mi się ani odrobinę. Natychmiast zażądano ode mnie dokumentów i wyjęcia wszystkiego z kieszeni oraz wyjaśniono tylko, że „jestem od dawna obserwowany przez policję”, a następnie rozpoczęto niekończący się słowotok gróźb. Secundo – nie istnieje w polskim prawie coś takiego jak postawa faktyczna!

Następnie w odpowiedzi napisane było, iż funkcjonariusze nie odnotowali w swoich służbowych notatkach dewastacji mojego portfela. A niby czemu mieliby się do tego przyznawać?! Śledczy przejrzeli tylko ich notatki służbowe nie interesując się nawet jak moja własność faktycznie wyglądała w rzeczywistości… Pełen profesjonalizm, naprawdę… Dodatkowo wg. relacji policjantów nie zgłosiłem po interwencji żadnych uszkodzeń. Oczywiście, że nie! A jak i kiedy miałem to zrobić?! Najpierw w moją stronę leciał słowotok gróźb, a następnie po prostu powiedziano mi, że jestem wolny… Ponadto atmosfera była tak napięta, że bałem się o swoje życie. W każdej chwili mogłem zostać pobity i funkcjonariusze szukali ku temu okazji. Łatwo komuś grozić za zamkniętymi drzwiami, w dużej grupie, bez świadków. Zgłaszać jeszcze uwagi w takiej sytuacji? Dziękuję, ale moje życie jest jednak cenniejsze!
W odpowiedzi na fakt, iż zażądałem protokołu niedorzecznik odpowiedział mi, iż „uznałem, że nie jest mi takowy potrzebny” zaraz po tym jak funkcjonariusze poinformowali mnie, że w celu sporządzenia go muszę udać się wraz z patrolem na komendę. No to już przegięcie z które powinno się tą bandę świń wystrzelać po pysku jednego po drugim i patrzeć czy równo puchnie… Funkcjonariusz MA OBOWIĄZEK sporządzić taki protokół na miejscu, a jeśli nie ma ku temu możliwości nie ma prawa podejmować interwencji i koniec! Nie ma co ukrywać… Zważywszy na warunki milicjanci wymyślili sobie tą bajeczkę, bo wiedzieli, że jestem w pracy i nie mam czasu nigdzie z nimi jeździć.
Na koniec najpiękniejszy kwiatek. Zdaniem tego całego Nowaka zostałem pouczony o przysługujących prawach!!! Taak, chyba słowami „jest pan wolny i proszę pamiętać żeby nie bawić się w narkotyki, jasne?!”. Po czym pogrożono mi jeszcze przed próbą złożenia skargi i dopiero wtedy faktycznie wypuszczono z radiowozu. Taka drobna różnica ;)

Dalej odpowiedź od młodszego inspektora Nowaka zawiera bezsensowny, nic nie wnoszący tok wyrazów i zdań, z których wysnuć można jedynie tyle, że moje zarzuty nie zostały potwierdzone, milicjanci zawsze będą chronić swoich, bo w państwie milicyjnym ręka rękę myje, a swój swojego kryje. Co ciekawe nie odniesiono się w odpowiedzi w żaden sposób do zarekwirowania mojego telefonu komórkowego.
Wniosek? Jak już napisałem żyjemy w państwie milicyjnym, gdzie policji wydaje się, że może wszystko, a korupcja i kolesiostwo w tym niedorzecznym organie wcale nie spada, a z dnia na dzień rośnie… Powtarzałem sto razy i powtórzę sto pierwszy – Polska potrzebuje krwawej rewolucji, w której polecieć powinno kilkaset, albo i kilka tysięcy głów totalnie niegodnie noszących obecnie czapki z orzełkiem. Inaczej nigdy nie będzie tu normalnie. A póki co mogę przynajmniej na mocy świętej wolności dziennikarskiej obsmarowywać ich na swoim blogu, co zapowiadam robić jeszcze nie raz gdy będzie ku temu okazja. A i bez okazji welde "widzi mi się" - jak oni mogą to i ja!


Komentarze