W dniu wczorajszym (25 kwietnia) organizacje religijne, czyli głównie lokalna parafia, przy wstawiennictwie ONR (któremu do tej pory jakoś nie przeszkadzało bratanie się choćby z Zadrugą…) postanowili zorganizować różaniec i odprawić egzorcyzmy w miejscu, gdzie na nowo stanął Świętowit.
Ciekawi mnie co powiedzieliby jakby rodzimowiercy przyszli do kościoła i tam odprawiali jakieś rytuały wypędzające ich semickiego bożka? Większość narodu może sobie być katolicka, ja katolików też szanuję i akceptuję. Nie opluwam krzyża, nie popieram podpaleń kościołów, ale w zamian oczekuję tego samego. Polska nie jest krajem wyznaniowym. Uważam, że możemy żyć na jeden ziemi i wzajemnie się szanować, a nawet musimy, skoro Rodzimy Kościół Polski jest organizacją legalną. Wszystkie akty dewastacji naszych miejsc kultu są takim samym przestępstwem jak podpalanie semickich kościołów, a odprawianie w naszych miejscach kultu ich rytuałów oraz nazywanie naszych Bogów bałwanami to taka sama obraza uczuć religijnych, jak w przypadku szkalowania ich semickiego bożka.
W mojej okolicy znajdują się dwa drewniane kościoły, które przetrwały ataki naśladowców Varga Vikernesa - póki co ;) Święte Gaje i chramy zasługują na identyczną, a nawet większą protekcję - nasza religia jest starsza i była na tych ziemiach pierwsza. Jak mówiłem - sprzeciwiam się wojnom religijnym i nie popieram palenia kościołów - ale tylko i wyłącznie tych, których parafianie trzymają się z dala od naszych miejsc kultu i szanują nas oraz nasze obrzędy i życie duchowe.
Szanujmy wszystkich i każdego z osobna, a życie będzie prostsze i pozbawione niepotrzebnych złych emocji...
OdpowiedzUsuńOczywiście, ale szanujmy się nawzajem. Mogę szanować czyjeś przekonania, jeśli ci, którzy je wyznają nie przeciwstawiają się moim. Nie zwykłem nadstawiać policzka. Z resztą katolicy też nie, wbrew temu co mówi im Biblia.
UsuńPozdrawiam.
najważniejszy jest szacunek do drugiego człowieka...
OdpowiedzUsuńW pewnym sensie. Najważniejsze jest, aby wszystko było na swoim miejscu. W Japonii shintoizm (takie jakby lokalne rodzimowierstwo) przetrwał po dziś dzień, mimo że kraj teoretycznie z powodzeniem nawrócono na buddyzm. Po prostu stara religia koegzystuje z nową, a każdy sam decyduje jaką woli, bez szkody dla wyznawców tej drugiej. Choć w rzeczywistości większość Japończyków traktuje to obecnie jako formalność i nie wierzy w nic. To tez niezbyt dobrze, ale ważne, że mimo istnienia dwóch nurtów religijnych nie występują napięcia. Może powinniśmy się stać "drugą Japonią" właśnie pod tym kątem?
UsuńPozdrawiam!