Skąd ten fenomen Gry o Tron?

W dniu wczorajszym miała miejsce premiera pierwszego odcinka siódmego sezonu Gry o Tron – popularnego, a raczej kultowego już serialu opartego na Pieśni Lodu i Ognia, czyli ogromnej książkowej sadze, za którą odpowiedzialny jest nieco już wiekowy, amerykański pisarz George R.R. Martin. Co w tym takiego niezwykłego? No właśnie… Jak już wspomniałem serial ten zyskał miano kultowego i posiada rzesze oddanych fanów na całym świecie, którzy nieraz z maniakalną wręcz obsesją odliczają zawsze tygodnie, a później dni do premiery nowego sezonu, a następnie z tygodnia na tydzień - kolejnego odcinka.

I na tym właśnie chciałbym się skupić – na fenomenie Gry o Tron. Nietrudno bowiem zauważyć, iż serial ten skradł serca nie tylko standardowych, zaczytanych w fantastyce geeków i przyklejonych do swych foteli nerdów, ale i wielu całkiem przeciętnych widzów, w tym nawet i takich którzy na co dzień stąpają twardo po ziemi, a jedyne co w życiu czytali to poradniki biznesowe, lub książki kucharskie, a każdą historię w której choć na sekundę pojawiały się smoki uważali do tej pory za dziecinne i dobre wyłącznie dla trzynastolatków…
A więc skąd ten fenomen? Cóż… Gra o Tron jest po prostu serialem wciągającym i nieprzeciętnie dobrym, a wręcz świetnym. Ukazane w niej sceny – nietypowa dla fantasy nadmierna przemoc, śmierć wielu bohaterów (w tym nader często i pozytywnych), cały wysyp scen erotycznych i zaskakujące wydarzenia - połączone z nutką tajemniczości i wielu niedomówień nie pozwalają nam przestać myśleć o uniwersum Martina, a za to skłaniają tworzenia całej masy teorii o tym co skąd i dlaczego, przez co nie możemy nigdy doczekać się kolejnego odcinka, a później kolejnego sezonu… A autorzy serialu zawsze wiedzą w jakim momencie przerwać odcinek, lub co gorsza sezon, tak aby choćby na myśl o kolejnym ciekła nam już ślinka (mam nadzieję, że raczej niedosłownie…).

Co natomiast jest efektem tego fenomenu? Naturalnie poza setkami memów i gifów zalewających Internet już w kilka godzin po premierze każdego odcinka, co staje się zawsze drażniące dla tych, którzy obejrzeć go jeszcze nie zdążyli, lub zaplanowali po prostu obejrzeć wszystkie naraz w jeden – dwa wieczory po wypuszczeniu całego sezonu do końca…
Efektem jest m.in. gadżetomania, podobna do tej z czasów kinowych premier Gwiezdnych Wojen lub Władcy Pierścieni. Na konwentach możemy zasiąść na Żelaznym Tronie, a w sklepach dla maniaków zaopatrzyć się w serialowe koszulki, kufle, pokrowce na smartfony, klamry do pasków, ładowarki w kształcie miniaturki Żelaznego Tronu, breloki, specjalną edycję Monopoly, a nawet blokady na drzwi w postaci figurki… Hodora (to akurat jest genialne! xD) i wiele, wiele innych rzeczy.
Do tego dochodzi masa kultowych haseł których nieznajomość może spowodować wyjście na odszczepieńca w towarzystwie. Jeśli ktoś nie wie co znaczy „Winter is coming”, „fetor”, lub zawołanie Lannisterów o spłacie długów skazuje się na to, iż zaraz może usłyszeć „dzyń-dzyń, shame!”. A nieznajomość tego zwrotu może wywołać już podwójny śmiech w kręgach serialowych fanów…
Jak ogólnie oceniam to zjawisko? Bardzo pozytywnie! Jako rasowy geek niezmiernie cieszę się, iż wśród przedstawicieli mojego pokolenia ponownie zapanowała moda na coś związanego z fantastyką. Mam nadzieję, że fenomen Gry o Tron spowoduje jej ogólną popularyzację i zaszczepi zarówno w tym, jak i kolejnych generacjach wzrost popularności tegoż gatunku i zrodzi jak największą liczbę inteligentnych, pełnych bogatej wyobraźni maniaków.

Przed nami jeszcze całe lato, podczas którego zobaczymy kolejnych sześć odcinków, a więc.. tego lata nadchodzi zima! Co tłumaczy tegoroczną anomalię pogodową w Polsce… Przypadek? Nie sądzę…

Komentarze