Pogańskie korzenie Wielkiej Nocy

Wielkanoc to najważniejsze święto w Kościele Katolickim. Ważniejsze nawet od Bożego Narodzenia – czego świadomy jest każdy katolik, prawda? :) Dobrze wiemy, skąd się ono wzięło – Jezus Chrystus został ukrzyżowany, złożono Go do grobu, trzeciego dnia zmartwychwstał. Stop! Zanim zmartwychwstał, leżał martwy, a wcześniej niewyobrażalnie cierpiał za grzechy świata. Poświęcił się więc, składając samego siebie w ofierze – niczym baranek, którego ofiarowywano Bogu w czasie święta Paschy. Uzyskał więc miano Baranka Bożego, przez co symbol ten jest z chrześcijańską Wielką Nocą od samego początku.

W przeciwieństwie do zajączka, pisanek, czy Śmigusa Dyngusa. Te dwa ostatnie powinno się zgodnie z naszą rodzimą tradycją łączyć nie z ruchomym świętem chrześcijańskim, a… Marzanną :) Pamiętacie ze szkoły topienie drewnianej (czy tam słomianej) kukły? Wyobraźcie sobie, że nim krzyż wbito w lechicką ziemię, rytuał ten odbywał się równocześnie z malowaniem jajek i polewaniem panien wodą.
Poza barankiem stricte chrześcijańska jest jeszcze ruchoma data świąt Wielkiej Nocy. Choć pewnie większość gawiedzi do tej pory zgadywała, że właśnie ten element święta jest na bank pogański :)   A tu nie! Wg Św. Jana Jezus został ukrzyżowany w przeddzień Paschy, co wg późniejszych ustaleń nastąpiło 7 kwietnia 30 r. n.e. Był to 14 dzień jakiegoś tam miesiąca w żydowskim kalendarzu i wielu chrześcijan chciało tak właśnie obchodzić to święto, bez względu na to, w jaki dzień tygodnia by ono wypadło. Inni zaś chcieli, aby święto ustanowić w pierwszą niedzielę po tym dniu. Ostatecznie podczas soboru nicejskiego ustalono, że Wielkanoc ma być obchodzona w pierwszą niedzielę po wiosennej pełni.

A teraz o tym, co chrześcijanie zaczerpnęli od naszych przodków.
21 marca, w czasie równonocy wiosennej Słowianie rozpoczynali celebrację kilkudniowego Święta Jaryły – Jarych Godów. Były one związane przede wszystkim z pożegnaniem zimy i powitaniem wiosny. Jare Gody, choć dziś niemal całkiem zapomniane, przynajmniej wśród pospolitych Januszów, to jednak wywarły ogromny wpływ na współczesną Wielkanoc.
Nazwa święta posiada pradawny rodowód. Występujący w niej rdzeń jar- wiąże się z krzepkością, surowością i młodzieńczą siłą. Sam okres wiosenny, który rozpoczyna się po równonocy, utożsamiany jest z budzeniem się nowego życia i wzrostem sił witalnych świata przyrody.

Święto to dedykowane było parze bogów: Jaryle i Marzannie, których wiązano z mitem płodności.

Jaryło przedstawiany był zawsze jako młodzieniec na białym koniu, którego atrybutami były: wianek na głowie, kłos żyta w jednej ręce i… głowa starego mężczyzny w drugiej. Była to jego własna głowa, symbolizująca „śmierć starego Jaryły”, która musiała nastąpić, aby mógł pojawić się nowy – młody. Bóg ten bowiem umierał i rodził się rokrocznie na nowo, jak życie w naturze, które personifikował. Na jego powitanie śpiewano pieśni, takie jak ta:
Marzanna z kolei była boginią zimy, która pierwszego dnia wiosny zmieniała oblicze na młodą Dziewannę. Tak jakby umierała i stawała się kimś nowym – nie każcie mi tego tłumaczyć ;) Ważne, że w związku z tym należało ją pożegnać poprzez jednoczesne utopienie i spalenie. I to też robiono z kukłą ją przedstawiającą. Rytuałowi towarzyszyły śpiewy, gra na instrumentach i wszelkiego typu krzyki lub inne wymyślne formy hałasowania czymkolwiek tylko się dało. Dźwięki te symbolizowały zakończenie zimowej śmierci i ciszy oraz odstraszały demony, lubiące pojawiać się w czasie bliskiego kontaktu ze światem pozagrobowym.
Co dziś z tego pozostało, sami wiemy doskonale – rokrocznie dzieciaki w przedszkolach i szkołach podstawowych robią kukły, a następnie wrzucają je do rzeki pierwszego dnia wiosny. I nie wiem jak Wam, ale mi nigdy nie zdarzyło się, żeby jakikolwiek nauczyciel choć raz wytłumaczył, skąd to się wzięło i że dawniej robiono to w tym samym okresie, w którym malowano jajka i oblewano się wodą ;)

Jare Gody nieodłącznie wiązały z malowaniem pisanek i kraszanek, którymi wzajemnie obdarowywano się podczas uroczystości, aby zapewnić sobie płodność i urodzaj. Symbolizowały one energię, odnowę, radość życia i urodzaj w nowym roku wegetacyjnym. Słowianie wierzyli, że jajka zawierały w sobie siły życiowe, a przez to też miały potężne właściwości magiczne – swoją mocą mogły nawet odpędzić złe demony i uroki. Dawniej malowały je tylko kobiety w odosobnionych pomieszczeniach, niedostępnych na czas rytuału dla mężczyzn.
Zwyczaj ten również przetrwał do dziś, co wszyscy wiemy. Mało kto jednak ma świadomość, że Kościół przez długie lata uporczywie starał się go zwalczać i zakazywał, jednak bezskutecznie :) Ostatecznie nakazano święcić pisanki w kościołach. Szkoda, że mało który ksiądz czy katecheta otwarcie przyznaje genezę tego obyczaju, tłumacząc zamiast tego, że jajko jako symbol nowego życia ma silny związek ze zmartwychwstaniem Chrystusa.

Kolejnym elementem celebracji wiosennej równonocy były rytuały przynoszące siłę i zdrowie — Śmigus i Dyngus. Jeden z nich polegał na wzajemnym smaganiu się rozkwitłymi witkami, które wzmagało siły witalne u kobiet i mężczyzn. Kawalerów chłostano najczęściej gałązkami dębowymi, a panny brzozowymi lub wierzbowymi. Dąb wszak symbolizował męskość i siłę, a brzozę oraz wierzbę jako delikatniejsze uznawano za kobiece.
Drugi rytuał polegał na polewaniu panien (i nikogo innego!) wodą. Ta miała bowiem symboliczne właściwości zapładniające. Dziewczyna, której nie wysmagano i nie polano, miała spore szanse na pozostanie starą panną – nie wzbudzała bowiem niczyjego zainteresowania.
Oba rytuały poza pretekstem do wzajemnego ocierania się, miały także na celu przynieść oczyszczenie i możliwość rozpoczęcia nowego roku wegetacyjnego bez brudu i chorób. Zwyczaj smagania witkami istnieje po dziś dzień podobno tylko i wyłącznie na Kaszubach. A polewanie wodą…
Jak ja co roku słyszę w wiadomościach, że bandy chuliganów oblewają się w Lany Poniedziałek na ulicach polskich miast… Myślę sobie – no geje! A co na to Kościół? Księża i katecheci od dziecka tłumaczyli mi, że Śmigus Dyngus nawiązuje do wody, która wraz z krwią wypłynęła z serca Chrystusa, gdy to zostało przebite przez rzymskiego legionistę.
No dobra – to wiemy, co przetrwało do naszych czasów. A co udało się z nas brutalnie wyplewić?
W czasie Jarych Godów tłumnie gromadzono się na wzgórzach, gdzie mężczyźni rozpalali wielkie ogniska, aby przywołać jak najwięcej słońca i ciepła. Zbierano także leszczynowe i wierzbowe witki, a utworzone z nich wiechy zatykano na dachach nowych budynków, co miało ochronić je przed złem.
Na sam koniec święta na wzgórzu lub jakimkolwiek wzniesieniu odprawiano ucztę, połączoną z igrzyskami, którym towarzyszyły tańce i śpiewy. Wierzono, że im bardziej huczne było powitanie wiosny, tym dobrobyt i plony będą bardziej pomyślne.
Co ciekawe, był to też okres wiosennych dziadów. Tak, jak 31 października, tak i początkiem wiosny Słowianie odwiedzali groby zmarłych i oddawali cześć swym przodkom. Zostawiano im jadło i napitek, m.in. ulewano miód – niemal identycznie jak w porze jesiennej.
Po dziś dzień nie przetrwało także wzajemne składanie sobie wizyt przez grupy kolędnicze, wędrujące po domostwach z oracją i pieśnią. Obowiązkiem gospodarza, którego odwiedzono, było obdarowanie kolędników malowanymi jajkami oraz poczęstowanie ich dobrym jadłem, oraz piciem. Tego, kto nie udzielił gościny, miał czekać nieurodzaj i inne nieszczęścia.
Czegoś Wam tu brakuje? Wiem, że tak i już wyjaśniam dlaczego…
Słynny wielkanocny zajączek nie pochodzi z tradycji słowiańskiej. Jego geneza nie jest do końca znana. Wiadomo jedynie, że zwierzę to od dawna kojarzono z płodnością, obfitością i pomnażaniem dóbr. W starożytnym Egipcie pojawiał się u boku odradzającego się Ozyrysa.
Z tradycją wielkanocną zaczął być łączony dopiero w XVII wieku. Uchodzi za świecki symbol święta, spopularyzowany i rozpowszechniony przez Niemców – oni właśnie zaszczepili w całej Europie myśl, jakoby zwierzę to przynosiło w podarku jajka i inne prezenty.

CIEKAWOSTKA
Huczne powitanie wiosny nie było wyłącznie słowiańską tradycją. Dla przykładu ludy germańskie obchodziły w tym czasie święto Ostary — bogini wiosny i płodności, która u Anglosasów znana była pod imieniem Ēostre. Stąd wzięła się współczesna, angielska nazwa Wielkanocy – Easter.

Na koniec przyznam, że obchodzę Wielkanoc i całkiem lubię to święto. Dlaczego? Nie tylko dlatego, że do niej przywykłem, ale też z tego względu, że podobnie jak w przypadku Bożego Narodzenia, czy Wszystkich Świętych jest to dla mnie nic innego, jak pogańskie święto, któremu postanowiono nałożyć kościelną otoczkę, zamiast bezskutecznie próbować je zwalczać. Przyznajcie sami – niemało w niej starosłowiańskich, pogańskich elementów ;)
Święto to jest bardzo wesołe i radosne. A czy raduje nas w nim zmartwychwstający Chrystus, czy odrodzenie Jaryły z Dziewanną, to osobista sprawa każdego z nas i nikt nie ma prawa nikomu nakazać lub zakazać takiego, a nie innego myślenia. Wpisem chciałem uświadomić jedynie genezę pewnych elementów owego święta, jako zagorzały miłośnik folkloru :)
I życzę Wam wszystkiego dobrego – sami zdecydujcie czy z okazji Wielkanocy, czy (troszkę po terminie, wiem…) Jarych Godów.

Komentarze