Czy na pewno wiesz czym jest prawdziwe życie?

Wstajesz rano. Ekspresowa toaleta, szybka kawa, liche śniadanie. Wybiegasz z mieszkania i wpadasz do zatłoczonego autobusu lub odpalasz samochód i za 5 minut stoisz w korkach.
Wpadasz do pracy. Jeśli pracujesz umysłowo, z tygodnia na tydzień czujesz, że Twój wzrok pogarsza się, a z pleców wyrasta coraz większy garb. Jeśli harujesz fizycznie, dopada Cię coraz większa świadomość przeciążeń kręgosłupa, być może pierwsze objawy przepukliny. Chwila, na pewno jest poranek normalnego dnia tygodnia? Niektórym czas ucieka jak szalony, bo zapierdalają w weekendy i muszą robić nocki – szefa nie obchodzi, że w ten piątek mecz a w przyszłą sobotę imieniny Twojej matki…


Wracasz do domu styrany. Jeśli masz artystyczną lub humanistyczną duszę, czujesz, że nie masz siły dziś nic narysować, ani o niczym napisać. Nawet książki nie chce Ci się czytać… Jeżeli jesteś ekonomicznym mózgiem, ze złością patrzysz, jak drastycznie spada wartość akcji przedsiębiorstwa, w które właśnie zainwestowałeś. Poziom Twojego wkurwienia wzrasta odwrotnie proporcjonalnie. Halo, jesteś w domu! Sprzątanie, gotowanie, pranie… Czacha dymi!
Dzień wolny? Uff… Cały przesypiasz. Znajomi nie mają czasu, bo wszyscy zabiegani, więc urządzasz maraton seriali. A jeśli jakimś cudem znajdą chwilę to lecicie do pubu lub klubu. I znów przeciskasz się przez miasto, w zatłoczonym lokalu zamawiasz niebotycznie drogi trunek. Nie kupisz normalnie w sklepie i nie wypijesz pod chmurką, bo albo masz „dumne” towarzystwo z wyższych sfer, albo z kumplami się boicie, bo na ulicach pełno psiarni, która tylko marzy, żeby Cię przydybać w takiej sytuacji. Zwłaszcza po nowelizacji zaostrzającej przepisy. A więc klub… Ze znajomymi nie idzie pogadać, bo muzyka dudni, aż się ściany trzęsą! W efekcie po wolnym jesteś równie zmęczony, jak po pracy.

Więc może wyjazd za miasto? Góry, jakiś las, jeziorko… To brzmi nieźle. No to planujesz wyjazd, bookujesz na necie ze dwie noce w jakieś urokliwej, drewnianej chatce na uboczu, pakujesz się i jedziesz. Przyjeżdżasz zmęczony, rozpakowujesz toboły, siadasz na ganku, otwierasz piwko i… czujesz, że żyjesz!!!


Cisza, spokój, dookoła śpiew ptaków, wieczorem zniewalająco klimatyczne cykanie cykad. Zapalasz w kominku albo rozpalasz ognisko na polu. Wcześniej musiałeś narąbać drewna i dziwnym trafem nie zmęczyło Cię to. Tak samo, jak poranny spacer, podczas którego kontemplowałeś piękno przyrody, popijając po drodze piwko bez strachu, że zaraz przydybią Cię gliniarze. Najbliższy komisariat jest przecież daleko.

To znaczy, co do tej pracy… Zmęczyłeś się i przy drwalowskiej robocie i przy wyprawie, ale to nie ten typ zmęczenia… Nie wycieńczenie, wysysające chęci do życia. Po prostu dające satysfakcję zmęczenie, za które otrzymujesz natychmiastową nagrodę. Czujesz, że wszystko jest inaczej, czas stanął w miejscu, nie musisz się nigdzie spieszyć, nie myślisz o pracy, gdy tylko ledwo co ją zakończyłeś.
Wolne mija, trzeba się spakować i to jak najszybciej. Wszystko masz? Na bank? No to jazda do domu! Po wolnym wracaj do harówy! XXI wiek znów puka do Twojej świadomości.
Napisałem „puka”? Wali taranem!


Ale wypocząłeś przez tamten czas i wszystko było jakoś inaczej, nieprawdaż? I to nie było to samo co wczasy w wielkim hotelu w Bułgarii, Egipcie, czy nawet w Juracie, w jakimś zatłoczonym ośrodku turystycznym pełnym zgiełku. Byłeś w innym, lepszym świecie. Być może pomyślałeś, czemu nie mogłoby być tak przez cały czas? A czemu nie? Aaa, bo to nie jest prawdziwe życie… Tak? Na pewno?!

Acha, brzmi to, jak kultowe „a może by tak rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady?”, prawda? I co tam będziesz robił? Uprawiał partyzantkę jak Rebrow? A może zostaniesz szeptunem lub znachorem? Żarty na bok… Możesz zostać smolarzem :) A na jakimkolwiek odludziu, nie tylko w Bieszczadach dobrym pomysłem jest kupić (ewentualnie wybudować) chatkę albo gospodarstwo agroturystyczne i wynajmować je mieszczuchom na weekend, patrząc, jak później tęsknie je opuszczają, wracając ze smutkiem do swojej rzeczywistości. Choć rozumiem, że to przedsięwzięcie, na które trzeba mieć niemały zasób gotówkowy.

Co innego pozostaje? Wszystko zależy od tego, jak daleko od cywilizacji chcesz mieszkać. W małych wsiach o pracę ciężko, chyba że zależy Ci na byle jakiej, nierozwojowej i bez możliwości negocjacji warunków z pracodawcą… Patrzyłem sobie na oferty pracy w Bieszczadach i porównałem z moimi, beskidzkimi stronami – całkiem podobnie: produkcja, kasa, kelnerka, coś tam w turystyce (recepcja z 12-godzinnymi zmianami), poza tym jakieś tartaki, fabryki, magazyny… Praca podła, lecz za to bez wyścigu szczurów.

Napisałem „wyścig szczurów”?! No dobra, szczerze – ile osób szukających szczęścia w dużych, czy nawet średnich miastach ma szansę na fajną, rozwojową pracę? Garstka „najlepszych”!!! Więc co za różnica czy klepiesz biedę w mieście, czy na wsi? Ano, różnica jest w Twoim stylu życia w wolnym czasie. Chyba że…
Na terenach bardziej nizinnych można zająć się rolnictwem lub jakąś hodowlą. Wiem, że to dopiero ciężka robota, ale nie masz szefa nad głową, który ma w dupie Twoje plany na piątkowy wieczór i narzuca Ci tempo pracy. Może dobrą opcją jest własny biznes lub jakaś praca zdalna? To też niestety ciężka sprawa. Powiedzmy sobie szczerze… Jeśli nie masz kasy na własne gospodarstwo agroturystyczne, hotelik, schronisko, etc. to jedyne różnice między życiem na odludziu a w mieście można odnaleźć w ilości tłumu dookoła siebie i bliskości pięknej natury. Niby zawsze to coś. Ale co, jeśli dla niektórych to mało?

Jest jeszcze wariant… ekstremalny :) W sumie już posiadanie własnej hodowli i upraw jak na dzisiejsze standardy może uchodzić za ekstremalne. Ale, ale…
Na fejsbukowej stronie serialu Wataha w ramach cyklu #MagiczneBieszczady – Ludzie Bieszczad, pojawił się kiedyś krótki filmik o facecie, który w wieku 16 lat (!!!) z dnia na dzień rzucił wszystko i wyjechał w Bieszczady. Gość żyje bardzo skromnie. Na odludziu odnalazł spokój i zrozumiał, że życie nie musi być takie, jak nam się wszystkim wmawia. „W Bieszczadach potrafiłem odnaleźć ten spokój i zrozumieć to, że tak naprawdę człowiek nie jest aż tak mocno ograniczony, że skłania się tylko ku monotonnemu życiu i rodzi się, wychowuje jako dziecko w szkole, uczy się, pracuje, idzie na emeryturę, umiera, choruje… - to jest jakaś paranoja! Dla mnie takie życie jest niewolą, klatką… więzieniem!” – przekonuje utracjusz z filmiku.


„Tak długo człowiek był nieszczęśliwy, bo nie potrafił pozbierać tego wszystkiego, nie potrafił się pogodzić z tym, że będzie w jakiejś tam firmie pracował, zarabiał pieniążki no i nie wiadomo co z nim się tam stanie gdzieś na tych nizinach gdzie brudno, gdzie te nawozy, sztuczne wszystko w koło, te pola, herbicydy, pestycydy – to paruje, ludzie tym oddychają, chorują, idą do apteki i trują się dalej lekami… A ja chciałbym być zdrowy, pijąc kwaśne, kozie mleko – swoje własne. Chciałbym mieć swój miód, chciałbym nazbierać owoców lasu, mieć super siłę, po prostu być supermenem, herosem na tej ziemi. I chciałbym to powielać, żeby wszyscy ludzie czuli się dobrze, żeby byli silni, zdrowi, wspaniali, cudowni, uśmiechnięci, a nie ciągły stres, zmartwienie […]”. – mówi dalej.
Niestety później dodaje, że w takiej głuszy ciężko jest zarobić. Można uwolnić się od pewnych używek i żyć skromnie. Pieniądze nie są największe, a praca jest ciężka – czy w lesie, czy na budowach. Niemniej facet dzierżawi jedynie dom z ziemią i musi jakoś jeść. Nie wydaje kasy na abonament telefoniczny czy telewizyjny ani na Internet. Nie chodzi w najnowszych ciuchach, żeby pokazać się w towarzystwie.

Innym dobrym przykładem jest Varg Vikernes. Znany z supremacjonistycznych poglądów muzyk żyje o wiele bardziej cywilizowanie w porównaniu z bieszczadzkim lekkoduchem. Ma żonę, dzieci, samochód… W jednym z filmików na swoim vlogu wspominał nawet o plusach technologii i postępu, a konkretnie Internetu. Jego zdaniem wykorzystany właściwie może być bardzo pomocny – wszak to kopalnia wiedzy. Trzeba tylko skupić się na właściwych treściach, a nie chłonąć wszystko bezmyślnie jak popadnie. Z drugiej strony Norweg w bardzo trafny sposób wytyka przywary współczesnego społeczeństwa konsumpcyjnego i stylu życia w ogłupiałym, zglobalizowanym, multikulturalnym świecie. I ma rację – odrzucenie tradycjonalistycznego, zdrowego stylu życia oraz mieszanie ras na terenach, gdzie do flory bakteryjnej przywykła jest tylko jedna (biała w Europie, czarna w Afryce, żółta w Azji, itd.), skutkuje nie tylko zatraceniem tożsamości narodowej i przynależności etnicznej, lecz także rozprzestrzenianiem oraz mutowaniem chorób. Jak myślicie – dlaczego w Polsce jest tyle pozornie „klasycznych” chorób, które coraz rzadziej da się wyleczyć środkami, jakie jeszcze w zamkniętym i odizolowanym od świata PRL-u działały natychmiast?
Varg Vikernes na tle swojego domostwa we Francji
Wróćmy jednak do tematu – teraz coś bardzo ważnego…
Niestety mieszkanie na odludziu swoje minusy… Czym innym jest zdrowe życie w takich warunkach od zawsze, a czym innym oderwanie się od „luksusów” cywilizacji. Ciężko na ten przykład żyć na wsi mając już alergię… Dodatkowo problemem niewątpliwie jest brak lekarzy w pobliżu, nie wspominając o SOR-ze…
Niemniej wiele zależy od tego, jak mocno człowiek jest „wkręcony”. Można żyć ekstremalnie jak nasz koleżka z Bieszczad, dość rozsądnie jak Varg Vikernes, a można też żyć pośród ludzi w jakimś ustronnym miejscu. Pamiętajmy, że wieś wsi w Polsce nierówna. Na ten przykład, choć ja sam nie wyobrażam sobie teraz powrotu do brudnego, zasmrodzonego Krakowa, to jednak muszę przyznać, że moja wieś — mała i otoczona lasem — leży tuż pod miastem i jest dość gęsto zaludniona. A są w moich kochanych Beskidach wioski dużo mniejsze i znacznie bardziej urokliwe, leżące nieraz na uboczu, bardzo daleko od jakichkolwiek ważnych dróg. A w Bieszczadach istnieją nawet wioski kilkuset- czy nawet kilkuosobowe.
Pamiętajmy, że czasem życie na wsi nie tylko wystarcza do względnie zdrowego i luźnego stylu życia, ale też może być nawet lepsze od samotnej egzystencji w totalnej dziczy. Dlaczego? Tak samo, jak niezdrowe jest przebywanie w zatłoczonej metropolii, tak samo przebywanie przez dłuższy czas bez żadnych ludzi dookoła również bywa tragiczne w skutkach.

A więc wielkomiejski pęd, czy wiejski (leśny/górski) luz? Co tak naprawdę jest prawdziwym życiem? Nie wiesz albo udajesz, że nie wiesz i nie chcesz przyjąć tego do wiadomości? W porządku :)
Odpal to…


…zamknij oczy i przemyśl sobie wszystko na spokojnie.

Komentarze

  1. Dzięki technologii także:
    - władza nie radzi sobie z cenzurą
    - nie jest w stanie zablokować wolnego rynku - niezależnego przeplywu dóbr i usług
    - nie jest w stanie zabrać Ci pieniędzy - mamy kryptowaluty
    - nie jest w stanie śledzić Twojej komunikacji - szyfrowane komunikatory
    - nie jest w stanie Ci zabronić zarabiać za granicą - nawet jeśli zamknie granice - VPN, krypto
    - jesli jesteś artystą - to właśnie dzięki technologii jesteś w stanie znaleźć fanów, i zdobyć rozgłos. Nie ważne ze to Black Metal nagrywany w katolickim kraju (Bandcamp, Spotify, Torrenty)
    - jeśli masz towar możesz go sprzedać. A od niedawna przyjąć za to pieniądze (tak tajnie). Nie musisz pytać o zgodę władzy ;) (TOR, krypto)

    A tak mieszkaj na Bieszczadach, miej konto w PKO BP, płać podatki, oglądaj TVP a potem pobieraj głodową emeryture, dawaj sie inwigilować wysyłając nieszyfrowana komunikacje listownie, słuchając ćwierkania ptaszków i Morawieckiego z propagandowki powtarzaj ze "jestes wolny"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jestem pewien, czy choć odrobinę zrozumiałeś to, co chciałem przekazać tym wpisem...

      Usuń
  2. Zdjęcia dodane do posta są twojego autorstwa? Bo bardzo ładnie oddają klimat! :) Ciekawy wpis. Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdjęcia są z pexelsów, unsplashy i innych pixabayów. Wybierałem specjalnie tak, aby oddawały klimat wpisu i były uzupełnieniem dla słów - zawsze tak robię. Dzięki wielkie.
      Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Rok temu przeszłam poważną operację i moje życie kompletnie się zmieniło. Wróciłam do formy, ale moje myślenie o świecie się zmieniło. Moje "Bieszczady" znalazłam w stajni, do której uciekam każdego dnia, mniej pracuję. Mniej stresu i mniej toksycznych ludzi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To mamy dość podobną historię... Niestety większość ludzi zaczyna rozumieć szkodliwość "nowoczesnej" cywilizacji i stylu życia, jakie nam ona narzuca, dopiero gdy jest już za późno, lub przynajmniej gdy dojdzie do czegoś nieodwracalnego.
      Pozdrawiam!

      Usuń

Prześlij komentarz

Drogi Czytelniku!
Zawsze doceniam szczere komentarze. Jeśli masz kompletnie odmienne zdanie - pisz! Uwielbiam polemikę i kulturalną wymianę poglądów.

Jednak proszę, daruj sobie niezwiązane z treścią dwu-trzy wyrazowe papki w stylu "fajny wpis" czy "nie moja bajka". Nie czytałeś/aś - nie promuj się u mnie!

Możesz zostawić link do siebie na końcu wiadomości - z chęcią się odwdzięczę.